Ostatnio caly czas jestem gdzies w drodze, albo zajeta i nie mam kiedy nadrobic wpisow.
Dzisiaj dotarlam do Dien Bien Phu, jest to miejscowosc, pod ktora Wietnamczycy pokonali Francuzow, w ktorejs wojnie Indochinskiej. Z Sa Pa jedzie sie tu caly dzien, po wertepach jakich wczesniej nie widzialam. Z kierowca zasypiajacym za kierownica, bo tak buja ze czujesz sie jak dziecko w kolysce.
Przez cala droge mialam wrazenie, ze Wietnamczycy najpierw umiescili ta droge na mapie a dopiero pozniej postanowili ja zbudowac. Wszedzie pelno bylo ciezkiego sprzetu, robotnikow i kurzu. W niektorych miejscach droga rozdzielala sie na stara i ta nowo budowana, w niektorych miejscach wogole nie przypominala drogi. Ale przetrwalismy wszyscy, w strasznym scisku, ze slabo dzialajaca klimatyzacja, ja i moi nowi znajomi (przez caly dzien siedzenia scisnieci razem w busie sie zaprzyjaznilismy).
Czy pisalam wam ze Azja jest mala ? Czasem jesli chodzi o ludzie jest. Tym samym busem co ja jechal znajomy Wegier pozanany w Hoi An.
Jutro mam zamiar sforsowac granice wietnamsko-laotanska ze swoja niewazna juz wiza, jak juz wspominalam wczesniej - trzymajcie kciuki mocno! I kolejny raz sie nie wyspie bo autobus startuje o 05:30.