W dalszym ciagu jestem w Nha Trang. Czesciowo jest to efekt wspomnianego wczesniej zatrucia, a czesciowo tego ze nie bylo juz wolnych miejsc w dzisiejszym autobusie do Hoi An, wiec musze zostac do jutra. Im czesciej mi sie przytrafiaja takie zrzadzenia losu tym bardziej wierze w to ze tak wlasnie mialo byc. Dzisiaj nigdzie by mi sie nie chcialo jechac bo wczoraj upilam sie odrobine w barze dla backpackersow. W towarzystwie miedzynarodowym, w wiekszosci holenderskim. A jak wiedza dobrze niektorzy moi przyjaciele, w towarzystwie holenderskim dobrze sie pije, az mi sie Veldhoven przypomnialo. Nie musze chyba pisac ze dzisiejszy dzien uplynal niezwykle leniwie.
Jest pare rzeczy, ktore moga denerwowac w zachowaniu autochtonow. Numer jeden: to ze nigdy nie zatrzymuja sie jak przechodzisz przez jezdnie, wyjezdzaja ci z podporzadkowanej jak jedziesz na rowerze, i potrafia prawie wjechac w ciebie pod prad jeszcze trabiac jakby to byla twoja wina; czasem przestaje sie to robic zabawne, szczegolnie w momencie, kiedy adrenalina podnosi ci cisnienie. Numer dwa: panowie sikajacy na plazy do morza, bez krepacji, na pelnym widoku, mozesz przejsc kolo nich od przodu albo od tylu, nie przejma sie tym ani odrobine. Tylko ze potem ty masz swiadomosc ze sie w tym morzu kapiesz albo przechodzisz po piasku, na ktory chwile wczesniej ktos sikal.
Ostatnio przydarzyly mi sie dziwne scenki z Wietnamczykami. Wczoraj jak zwiedzalam "Cham Towers" przysiadlam na lawce i patrze ze dwie dziewczynki przyczaily sie zeby zrobic mi zdjecie telefonem. Pomyslalam a co tam, niech robia. Ale za chwile zrobily sie na tyle odwazne ze siadaly na zmiane kolo mnie na lawce i robily sobie zdjecia wszystkimi zgromadzonymi telefonami. Podobna sytuacja byla dzisiaj. Pan z mala dziewczynka pokazuje w moja strone, po czym bierze dziecko i siada kolo mnie a inny pan pyta po angielsku czy moze zrobic mi zdjecie, zgadzam sie. Pytanie z mojej strony "dlaczego?" pozostalo jednak bez odpowiedzi. Takie sytuacje sprawiaja, ze czasami mam wrazenie, ze to ja jestem dla nich atrakcja turystyczna, a nie odwrotnie. Nie do konca potrafie zrozumiec motywow ich zachowania, ale poki sa ona nieszkodliwe dla mnie, jestem w stanie je tolerowac. Moze ktos z podroznikow wie dlaczego Wietnamczycy sie tak zachowuja ? Chetnie poznalabym jakies sensowne wyjasnienie.
Jutro bede musiala sie poszwedac gdzies do 19 wieczorem, bo dopiero wtedy odjezdza nocny autobus do Hoi An. Podroz trwa jakies 11 godzin, wiec zdaze sie wyspac.
W Hoi An mam zamiar zrobic jakies zakupy i moze nawet wyslac je do Polski, wiec czekam na zamowienia odnosnie prezentow ;)