Dzisiejszy dzien postanowilam uczcic wpisem pomimo tego, ze nie mam do zrelacjonowania zadnych nowych fascynujacych przygod. Od dzisiaj - rowno za miesiac -
wracam do Warszawy. Musze sie jednak przyznac, ze nie bede liczyc dni do tego czasu. Nie oznacza to, ze nie chce wracac, po prostu wiem, ze czas tu spedzony bedzie udany jak cala dotychczasowa podroz, wiec nie widze powodow zeby sie spieszyc z powrotem.
Od srody jestem w Louang Namtha. Jest to zapewne dosc spora miejscowosc jak na Laos, ale jak na warunki europejskie jest bardzo mala. Sklada sie w duzej mierze z jedenej glownej drogi, przy ktorej znajduje sie wiekszosc guest house'ow, agencji turystycznych i restauracji. Od tej drogi odchodza rozne mniejsze i wieksze odnogi, wiec nie mozna powiedziec, ze jest to tylko i wylaczniej przelotowka. Moj guest house znajduje sie w przeczniczy rownoleglej do glownej ulicy (Adounsiri, 50.000 kipow za dobe, jakby kogos interesowalo). Dzieki temu jest tam w miare cicho a warunki sa naprawde extra zwazywszy na cene. Mam duze wygodne lozko, ciepla wode i calkiem spory pokoj, w ktorym znajduja sie jeszcze inne meble takie jak krzesla, szafka z lustrem. Szczerze powiedziawszy troche juz odwyklam od takich luksusow ;)
Okolica zaskakuje przepieknymi willami z zadbanymi ogrodkami, ktorych wcale a wcale sie tu nie spodziewalam. Prawdopodobnie oznacza to, ze Laos zmienia sie bardzo szybko i coraz szybciej bogaci sie.
Zostaje tutaj az do wtorku albo srody w przyszlym tygodniu. Wyszlo tak poniewaz z para Holendrow poznanych w drodze do Laosu postanowilismy isc na treking do dzungli, jednak z agencja, ktora wybralismy mozemy zrobic to dopiero w poniedzialek. W zwiazku z tym, ze absolutnie nigdzie nam sie nie spieszy, stwierdzilismy, ze poczekamy.
Odkad jestem w Laosie, naprawde ogarnelo mnie takie pozytywne lenistwo. Spie po 9, 10 godzin (dzisiaj pobilam chyba swoj tutejszy rekord bo spalam prawie 11 h). Nigdzie sie nie spiesze, siedze na necie, niespiesznie jezdze na rowerze po okolicy, w celu urozmaicenia sobie zycia jadam w roznych knajpach. Wczoraj znalazlam przepyszna Indyjska Restauracje. Mila odmiana po tym co tu serwuja, zwlaszcza ze "nan bread" moze stanowic pewien substytut polskiego pieczywa, za ktorym juz mi teskno.